poniedziałek, 4 grudnia 2017

Wirtualna podróż do Chin.

WIRTUALNA PODRÓŻ DO CHIN

We wtorek w naszej Bibliotece spotkali się "wirtualni podróżnicy". Naszym przewodnikiem po Chinach była Pani Ewa Moszczeńska, która odwiedziła Chiny w październiku tego roku. Zatem jeszcze na świeżo po niedawnej podróży Pani Ewy i my odwiedziliśmy miasta, oraz miejsca w których była. Na samym początku długiej podróży i jej trasy okazało się, że będzie z tego tytułu "bonus".
Bonusem w tej długiej podróży okazało się 9 godzin bez wizy w stolicy Kataru – Doha. Miasto jest imponujące i zachwyca nowoczesnością, położeniem i rozmachem. Odnosi się wrażenie, że nie istnieją granice wyobraźni w architekturze. Niestety 9 godzin minęło zadziwiająco szybko. Udaliśmy się na lotnisko na planowy lot z Kataru do Pekinu – Północnej Stolicy. Dolecieliśmy późnym popołudniem i trafiliśmy na trwające już od kilku dni święto państwowe. Wszędzie były tłumy jeszcze większe niż zazwyczaj. Wspaniała możliwość obserwacji ludzi na placu Tienanmen - jest hipsterska młodzież, rodziny z (obowiązkowo) jednym dzieckiem i staruszkowie z orderami i w mundurkach z czasów Mao. Wszyscy radośni i autentycznie czuje się atmosferę święta mimo deszczu, który niestety stał się nieodłącznym towarzyszem na większą część naszej podróży. My za bardzo nie świętujemy bo bycie turystą to ciężka praca - od razu od rana ruszamy na Wielki Mur. Mur, który ciągnie się przez 6000 km jest częściowo udostępniony turystom w swej odrestaurowanej części. Turyści, przeważnie Chińczycy, jak potok lawy płyną w górę i dół. Czujemy się jak byśmy szli na Giewont w sezonie ale mimo tłoku podziwiamy piękną, górską scenerię. Nieco później przenosimy się do nowszej historii w post industrialnej strefie 798 Art. Zone. W Pekinie swego czasu ta Art. Zone była miejscem, gdzie znajdowały się fabryki NRD. Strefa ta nie została wyburzona w czasie, gdy nastąpiły zmiany polityczne w Niemczech. W pozostawionych fabrykach stworzono tętniące życiem i tłumnie odwiedzane przez młodzież centrum kulturalne. Powstało mnóstwo galerii, kawiarenek i restauracji a w konsekwencji ciekawe połączenie architektury starych fabryk i nowoczesnej sztuki. Tam wypada być, tam wypada się pokazać.
Następnego dnia wróciliśmy na plac Tienanmen i po wielu kontrolach i prześwietleniach bagażu weszliśmy na teren Zakazanego Miasta czyli pałacu cesarskiego. Faktycznie jest to obszar jak miasto, bo tradycyjne chińskie budowle nie są wysokie a są tu i budynki oficjalne i prywatne pawilony cesarza i dworu, włączając sporą ilość pawilonów dla konkubin. Akurat dojrzewały owoce kaki i niektórzy podskakiwali żeby zerwać choć jeden, rosło ich tam sporo. Zakazane Miasto górowało nad Pekinem bo nikt nie mógł mieszkać wyżej niż cesarz ale obecnie Pekin poszybował w górę i rosną bloki 40 piętrowe a autostrady mają kilka poziomów. Wielkie zmiany zaszły w krajobrazie miasta w związku z olimpiadą 2008 roku. Wysiedlono i zburzono całe dzielnice ale na szczęście ocalały niektóre hutongi- dzielnice o niskiej tradycyjnej zabudowy, o bardzo wąskich uliczkach, gdzie na centralnym placyku mieszkańcy grają w mahjonga, szachy i spędzają razem wolny czas – ten ćwiczy tai chi, tamten tańczy, nikt się nie gapi i nie komentuje. Natomiast w ogrodach Pałacu Letniego spotkaliśmy rehabilitanta tańczącego w ramach terapii ze starszą panią. Ta forma rehabilitacji nikogo tu nie dziwi . Widok ich skupionych i jasnych twarzy – bezcenny.
W Xi-an ogromne wrażenie robi 10 tysięcy terakotowych wojowników, którzy mieli strzec mauzoleum cesarza - cichych, patrzących w jedną stronę a każdy był niepowtarzalny i uzbrojony. Po monumentalnym i trochę przytłaczającym Pekinie miasto zachwyca zielenią, dzielnicą muzułmańską i Pagodą Dzikiej Gęsi. Zwieńczeniem pobytu w Xi-an była uczta pierożkowa. A potem czekał nas już lot do Lhasy w Tybecie, pozostającym pod chińską okupacją od 1959. I tu serce boli – w centrum Lhasy gdzie Tybetańczycy pielgrzymują do świątyni Jokhang - kontrole, bramki, uzbrojone oddziały wojska i wszędzie policja. Imienia Dalaj Lamy ( co znaczy Ocean Mądrości) nie należy wymawiać ale na szczęście dla turystów można zwiedzić pałac Potala, który jest siedzibą kolejnych wcieleń Lamów. Pałac ma 13 pięter i posadowiony jest na górze. Jego wielkość naprawdę oszałamia, a po zboczu góry chodzą kozy- niesamowity kontrast. Odczuliśmy wpływ wysokości, chodziliśmy powolutku , niektórzy kupili tlen do oddychania. Było bardzo sucho i o dziwo świeciło słońce. Można było podziwiać piękno gór otaczających Lhasę.
Dalej lecieliśmy do Chonqing – 30 milionów mieszkańców ! - aby wsiąść na statek i popłynąć Jangcy ku Trzem Przełomom i tamie, największej konstrukcji hydrotechnicznej na świecie. Śluzowanie naszego statku trwało 4 godziny i towarzyszyło mu skrzypienie i inne straszne dźwięki. Przy Trzech Przełomach wysokie skały zwężają ogromne koryto rzeki do 20 metrów, co robi niesamowite wrażenie. Ciekawostką są nisze w skałach, gdzie umieszczano trumny ze zmarłymi. Wymagało to wielkiej zręczności i odwagi, ponieważ trumna i grabarz byli spuszczani w dół na linach, po pionowych skałach. Po rejsie ostatni etap podróży – Szanghaj. Wspaniały, oszałamiający , kosmopolityczny z piękną promenadą Bund i wyspą Pudong – centrum biznesu. Z wysokiej na ponad 300 metrów wieży Perła Orientu oglądaliśmy Szanghaj z góry. Śmiałkowie wychodzili na taras ze szklaną podłogą, niektórzy wracali na czworakach.
Chiny to fascynujący kraj, kultura, egzotyka, zadziwiające połączenie komunizmu z tradycją i wolnością ekonomiczną. Ludzie się bogacą i żyją coraz lepiej. Chińczyk nie zastanawia się – czy ja kiedyś będę bogaty tylko myśli – kiedy. Liczy się każdy zarobiony juan, zawsze to więcej niż nic. A robiąc zakupy trzeba się targować!
Po dwóch tygodniach karmienia nas ryżem na śniadanie, obiad i kolację wracamy do kraju gotowi na kanapki z żółtym serkiem i ziemniaczki do obiadu! A wspaniałe wspomnienia pozostaną z nami na zawsze.”
Biblioteka nasza otrzymała w prezencie jako dobrą wróżbę chiński symbol niekończącego się szczęścia i powodzenia - z najlepszymi życzeniami dla przyszłej nowej Biblioteki w Margoninie.

Dziękujemy bardzo Pani Ewie za ciekawe spotkanie.

Ewa Zamiara